Syn Bartosz wraz z żoną Karoliną uważają, że w zawierciańskim SOR, gdy okazało się, że mama ma dodatni wynik na covid, z tego powodu nie udzielono jej pomocy. Złożyli skargę do Dyrektora Szpitala Powiatowego w Zawierciu oraz do Śląskiego NFZ w Katowicach. Nasza redakcja otrzymała tłumaczenia szpitala, które w całości cytujemy w dalszej części. Szpital tłumaczy się, że „wszystko odbyło się zgodnie z procedurami”. Maria Rej przyjęła 3 dawki szczepionki przeciwko covid-19, ale jak wiemy, szczepionka tylko częściowo chroni przed infekcją. Pani Maria dzięki szczepieniom przechodziła zakażenie bezobjawowo, co też pokazuje sens i skuteczność szczepień, chroniących przed ciężkim przebiegiem Covid.
Karolina Rej w skardze do szpitala i do NFZ tak relacjonuje wydarzenia: „Gdy wykonany w garażu SOR test na covid wyszedł pozytywny, moja teściowa została od razu wysłana z powrotem do domu, bez żadnej pomocy, nawet nie została jej obejrzana ani usztywniona noga. Ok. 20:00 zadzwonili do mnie z Jura Rescue Team, że zostali poinformowani przez SOR iż teściowej nie przyjmą, ani w nocy ani dnia następnego, twierdząc, że nie ma izolatki. A przecież obowiązkiem SOR-u było zapewnienie miejsca, choćby na oddziale zakaźnym lub przewóz do innego szpitala. Po telefonicznej rozmowie z SOR-em, informując personel iż noga puchnie, zostałam poinformowana iż trzeba sobie szukać szpitala na własną rękę. Teściowa ma 72 lata i została pozostawiona sama sobie. Ok. 21-szej zadzwoniłam na pogotowie, dyspozytor był zszokowany postępowaniem personelu SOR-u. Po przyjeździe karetki noga została zabezpieczona i teściowa została zabrana do Szpitala Miejskiego w Sosnowcu. I tam po tylu godzinach dostała pomoc.
Spotkaliśmy się z Karoliną i Bartoszem Rejami. Pokazują nam dokumentację ze szpitala w Sosnowcu. W domu pani Maria Rej stopniowo dochodzi do siebie.
Karolina Rej: -Najbardziej bulwersuje mnie w tej sprawie, że do mamy, gdy okazało się, że ma dodatni wynik na covid, już nikt nie podszedł choćby zerknąć w jakim stanie jest noga. A mamie z bólu robiło się słabo. Tylko ratownicy w Jura Rescue Team przejmowali się jej losem, wydzwaniali na SOR. Bardzo im dziękujemy za pomoc. Mamie z bólu robiło się słabo. Moja teściowa sama całe życie przepracowała w służbie zdrowia, była laborantką w Katowicach, Chorzowie. Gdy późnym wieczorem trafiłam wraz z nią do Szpitala Miejskiego w Sosnowcu, tam zajęto się nią troskliwie.
Szpital: nie było zagrożenia życia. Skąd to wiedzą, skoro Marii Rej nikt nie zbadał?
Pytamy Szpital Powiatowy w Zawierciu, dlaczego kobiecie ze złamaną nogą odmówiono pomocy, dlaczego, skoro była już w garażu SOR-u, nikt jej nie zbadał? Poniżej odpowiedź jaką otrzymała redakcja, w której szpital tłumaczy się, że „nie było zagrożenia życia”. Ciekawe, skąd taki wniosek skoro kobiety nie obejrzał lekarz?
„-Pacjentka została przywieziona do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego transportem sanitarnym z podejrzeniem złamania lewej kończyny dolnej. Ten rodzaj transportu jest wykorzystywany m.in. w przypadku chorych, których stan życia nie jest zagrożony, ale ograniczona jest możliwość swobodnego poruszania się.
Zgodnie z obowiązującą procedurą po przyjeździe pacjentce został wykonany test antygenowy w kierunku SARS-CoV-2, którego wynik okazał się pozytywny.
W takiej sytuacji niezbędne jest zapewnienie pacjentowi izolatki w pomieszczeniach SOR, aby nie narażać pozostałych pacjentów na zakażenie. Niestety w tamtym momencie wszystkie izolatki były zajęte przez chorych w stanach zagrożenia życia.
Biorąc pod uwagę fakt, że pacjentka nie wymagała natychmiastowej pomocy medycznej, zaproponowano, by oczekiwała na wolne miejsce w domu i wróciła do szpitala gdy oddział będzie miał możliwość jej bezpiecznego przyjęcia.
Niestety w późniejszych godzinach pojawiły się nowe, niemożliwe do przewidzenia okoliczności, które spowodowały konieczność wyłączenia pracy SOR na kilka godzin z powodu dezynfekcji pomieszczeń. Było to spowodowane stwierdzeniem dodatniego wyniku u jednego z pacjentów przebywających poza strefą izolowaną. W takim przypadku niezbędne staje się czasowe zamknięcie oddziału i przeprowadzenie dokładnej fumigacji, tak aby nie narażać kolejnych pacjentów na kontakt z patogenem. Informacja ta została przekazana Lekarzowi Koordynatorowi Wojewódzkiego Ratownictwa Medycznego, który po zapoznaniu się z sytuacją wyraził na te działania zgodę. Informację o przerwie w pracy SOR otrzymały także okoliczne dyspozytornie ratownictwa medycznego, które na czas zamknięcia oddziału kierowały karetki do innego szpitala.
Dlatego, kiedy wieczorem rodzina pacjentki telefonicznie poinformowała ratownika SOR, że kończyna dolna zaczyna puchnąć, pracownik oddziału poinformował o konieczności wezwania zespołu Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego, wyjaśniając jednocześnie, że ze względu na opisane powyżej okoliczności SOR w Zawierciu nie będzie mógł przyjąć pacjentki. W związku z powyższym karetka została skierowana do jednego z najbliższych szpitali, gdzie pacjentka uzyskała pomoc.
Podsumowując, brak możliwości przyjęcia pacjentki wynikał z obiektywnych i nagłych okoliczności, które w dobie aktualnej sytuacji epidemiologicznej, mimo starań personelu, zdarzają się w szpitalach w całej Polsce. Jednocześnie system Państwowego Ratownictwa Medycznego zadziałał prawidłowo. Jest on tak zorganizowany, by w przypadku wyłączenia z systemu jakiejś jego części, np. SOR-u, opiekę nad pacjentami przejął inny, znajdujący się w okolicy. Tak właśnie stało się w opisywanym przez Pana przypadku- pisze Marcin Wojciechowski Rzecznik Szpitala.
Warto dodać, że Marcin Wojciechowski jest radnym Rady Powiatu Zawierciańskiego, więc jako radny jest w pewnym sensie w konflikcie interesów. Jako rzecznik szpitala tłumaczy szpital z niewygodnych dla powiatowej lecznicy wydarzeń, z podejrzenia, że szpital nieprawidłowo zajął się pacjentką, albo raczej, że nie zajął się wcale. Jako radny ma obowiązek interesować się losem pacjentów, mieszkańców powiatu, krytycznie analizować jakość pracy szpitala, który jest własnością Powiatu Zawierciańskiego. Ale niedawno, na sesji nadzwyczajnej radny Wojciechowski był również wśród tych, którzy zagłosowali za zwolnieniem z pracy wszystkich pracowników Poradni Psychologiczno- Pedagogicznej nr 1. Dokładnie za uchwałą intencyjną o likwidacji poradni.
W sprawie pani Marii Rej, której nie udzielono na SOR pomocy, mimo złamanej nogi czekamy na stanowisko NFZ, do którego skierowano skargę.
MIAŁA ZŁAMANĄ NOGĘ. NA SOR JEJ NIE PRZYJĘLI!
Pani Maria Rej, zawiercianka, ma 72 lata. 1 lutego potknęła się, upadła będąc na mieście, na ulicy Paderewskiego przy Polo Market. Od razu pojawiło się podejrzenie, że lewa noga jest złamana. Jej synowa Karolina zdecydowała się wezwać transport medyczny z Jura Rescue Team. Przewiezienie kobiety na siedząco było niemożliwe, ze względu na ból. Pani Maria tak trafiła ok. 14:30 na SOR Szpitala Powiatowego w Zawierciu, gdzie w garażu wjazdowym karetek wykonano jej test na covid. Gdy okazało się, że wynik testu jest pozytywny, już nikt z personelu medycznego do niej nie podszedł, nikt nogi nie obejrzał, czy wymaga ona pilnej interwencji medycznej. Kobietę ratownikom z Jura Rescu Team kazano odwieźć do domu. Po wielu godzinach oczekiwania co dalej, czy znajdzie się dla kobiety z -jak się okazało- złamanym podudziem, ktoś skłonny nogę obejrzeć i udzielić pomocy, o godz. 21:00 wezwali karetkę pogotowia, tłumacząc, że noga puchnie. O 22.41, po 8 godzinach od pojawienia się w zawierciańskim SOR, Maria Rej trafiła wreszcie do Sosnowieckiego Szpitala Miejskiego, gdzie udzielono jej pomocy. Rozpoznanie: złamanie podudzia łącznie ze stawem skokowym. W wywiadzie, lekarze z sosnowieckiego szpitala napisali: PACJENTKA ODESŁANA Z SOR w Zawierciu.
- 18.02.2022 14:49 (aktualizacja 23.06.2025 14:52)













Napisz komentarz
Komentarze